Czerwiec to miesiąc, w którym maturzyści z ulgą odkładają długopisy, a z niepokojem spoglądają w przyszłość. Po miesiącach nauki, maratonów próbnych matur i nieustannego pytania „co dalej?”, przyszedł czas na decyzje. Ale kim właściwie chcą zostać ci młodzi ludzie? Czy nadal marzą o zawodzie lekarza i prawnika, czy może wolą zostać… influencerem z własnym podcastem o kryzysach egzystencjalnych?
Lekarz, prawnik, programista… i tiktoker?
Zaskoczenia nie ma – klasyka nadal trzyma się mocno. Wielu maturzystów deklaruje chęć zostania lekarzem. Nic dziwnego – w końcu kto nie chciałby mieć w pracy fartucha, stetoskopu i magicznej zdolności wypisywania recept na wszystko (łącznie z bólem życia)? Prawnicy też są w cenie – najlepiej tacy, którzy prowadzą własne kancelarie i nie muszą zarywać nocy na naukę kodeksu cywilnego.
Ale tuż za nimi, depczą im po piętach programiści. Maturzyści coraz częściej dostrzegają, że zawód, który można wykonywać w piżamie, z kawą w ręku i kotem na kolanach, to całkiem przyjemna perspektywa.
A co z tymi, którzy nie chcą tradycyjnej ścieżki kariery? Coraz więcej osób deklaruje chęć zostania influencerem, youtuberem, a nawet – uwaga – właścicielem food trucka z wegańskimi tacos. Kreatywność młodzieży nie zna granic, a granice między pasją a pracą już dawno się zatarły.
Oczekiwania? Praca z sensem i… work-life balance.
Tegoroczni maturzyści nie chcą tylko „dobrze zarabiać” – chcą robić coś, co ma sens. Marzą o pracy, która nie tylko pozwala na życie na własnych zasadach, ale też daje satysfakcję. Chcą mieć wpływ, rozwijać się, nie stać w korkach i – przede wszystkim – nie pracować po 12 godzin dziennie „dla idei”.
Nie interesuje ich ściganie się w korporacyjnych wyścigach szczurów. Wolą wyścigi w Mario Kart, byle w zespole, który szanuje ich czas i granice. I jeszcze: kawa w biurze musi być dobra. To podobno kryterium ważniejsze niż pakiet medyczny.
A więc kim będą?
Odpowiedź jest prosta: sobą. Tegoroczni maturzyści chcą być ludźmi, którzy robią to, co lubią, najlepiej z laptopem pod palmą, ale jeśli trzeba – to i w labie genetycznym. Bo choć marzenia są różne, jedno się nie zmienia: każdy z nich chce być po prostu szczęśliwy.
A że po drodze zostanie chirurgiem, architektem, testerem gier albo właścicielem kawiarni na Islandii – to już szczegół.